Czujesz, że tyle siebie zmarnowałaś. Pierwszych razy zawsze z ostatnim nim. Jakimś. Kimś, kto się pojawia, wyrzuca cię za burtę z twojej safe-zone.
Pierwsze wspólne wspomnienia, z parku, ze spaceru, z kupna mleka. Pierwsze kolejne próby stworzenia relacji, budowania związku. Uczenia się razem co to znaczy, że kogoś kochasz. Że oddzwaniasz, dzwonisz, piszesz, myślisz, tęsknisz. Że nagle wszystkie te bzdury “nie potrzebuję faceta do szczęścia” przestają być ci potrzebne. Już nikogo tym nie oszukasz, bo już wiesz, jak to smakuje. Jak pachnie jego broda, jakie ma kosmetyki w łazience. Leżysz w jego wannie i wiesz, że mogłabyś tam zostać. Z nim.
I myślisz o tych wszystkich innych początkach, zbudowanych na wątpliwościach, na niedopowiedzeniach. Że się martwiłaś jak, po co. Że nie wiedziałaś czy coś wypada, dlaczego to trwa aż trzy godziny, zanim odpisze. Że nie wiesz, co mu kupić na urodziny, że nie rozmawiacie tyle, ile byś chciała. Zasypiasz z lękiem, że jutro może się nie odezwać, że powiedziałaś o jedno słowo za dużo, a on to zinterpretował źle. I wątpisz w siebie, w niego, w związek. I niby jesteś z nim, a trochę tęsknisz do tego, jak to było kiedyś. Ale jednocześnie trwasz w tym, bo kochasz, bo uczucie cię trzyma i w jego obliczu nic nie jest tak ważne, jak wy. I przeżywacie razem pierwszą wiosnę, pierwszą zimę, śnieżki, malowanie kuchni, kupno czajnika i kawy zbożowej. Pierwsze kupione wspólnie rzeczy, pierwsze wspólnie zaplanowane wakacje, pierwsze marzenia.
Czujesz, że zmarnowałaś tyle pierwszych razy. Na facetów, którzy mieli być ostatnimi. Mogłaś chcieć trochę mniej, wycofać się bardziej, nie rzucać się na ich szyję, nie całować w czoło, nie mówić dobranoc i nie pokazywać ulubionych miejsc. Nie nazywać ulubionej piosenki waszą wspólną, nie tańczyć w przedpokoju do Krawczyka. Nie nucić mu Tabakiery, nie tańczyć w samochodzie, nie trzymać za rękę, nie mówić kocham.
Dochodzisz do miejsca, w którym jesteś obecnie i już wiesz, że wszystko przed Nim było tylko próbą. Przy Nim już się nie zastanawiasz, nie masz po co. Nie dawkuje ci uczucia, nie sprawia zawodów. Jest dobrze, swobodnie. Tak, jak powinno być. Tak, jak nie było nigdy wcześniej. Siedzisz na kuchennym blacie, patrzysz, jak robi jajecznicę i po prostu to wiesz. Chociaż nie wypowiesz tego na głos, to rozpiera cię poczucie, że to jest najwłaściwszy facet. Dla ciebie. Cały twój.
Start. Wyruszasz znów w tę drogę, znów pierwszy raz, bogatsza o widzę. Teraz do mety chcesz dotrzeć tylko z Nim. Ostatni raz.
8 komentarzy
<3 I tego Ci życzę! <3 🙂
Ja Tobie także!:)
P.
Doskonałe.
Dziękuję pięknie!
P.
Uwielbiam Cię czytać. Uwielbiam.
🙂 miło!
fajowy tekst 🙂
Trafiłam tu przez przypadek. Wspaniały tekst 🙂 Mam nadzieję, że i ja kiedyś w końcu będę na etapie “wiem, że to ten”.