To wcale nie jest łatwe. Przyznać się, że ma się problem. Tu nie chodzi nawet o problem. Po prostu w pewnym momencie myślisz sobie “dość”. Ja wiem, jak to banalnie brzmi, dojście do tego momentu zajęło mi całkiem sporo muffinek z czekoladą, brownie, makaronu w sosie śmietanowym i jajek na bekonie. Uwierzcie jednak, że taki moment przychodzi.
Może to być ta chwila, w której na szybko wbiegasz do jakiegoś sklepu z ciuchami, bo porwały ci się spodnie na udach, albo kiedy kupiłaś nowe i czujesz, ze ta pupa to zbyt opięta i szew jakby jest zbyt naciągnięty. Może to być ta chwila, w której odechciewa ci się randkowania i myślisz wtedy, że skoro piękne i szczupłe koleżanki nikogo nie mają, to jakim cudem ty masz kogoś znaleźć. Może to byś ta chwila, w której uświadamiasz sobie, że w tygodniu nie jadasz praktycznie nic innego na obiad prócz makaronu, ryżu, pizzy i ewentualnie fast foodów. Może to ta chwila, w której zastanawiasz się czy właściwie kiedykolwiek spędziłaś dzień bez pieczywa. Może to ten dzień, w którym trochę ci smutno, bo stanik wrzyna ci się w każdym miejscu. Albo chwila, w której uprawiając seks myślisz o tym, jak się ułożyć, żeby nie było widać fałdek na brzuchu, plecach. Kiedy jedziesz w samochodzie obok koleżanki, której udo nie przypomina nawet twojej łydki.
Może też być to chwila w której jesteś szczęśliwa. Tak zwyczajnie układasz sobie na nowo życie. Dobrze ci ze sobą, udają się randki, sypiasz z fantastycznym facetem o niebieskich oczach, pod których kolor wybieracie odcień koszuli. Może to ten moment, w którym zajęcia taneczne przestają ci wystarczać i chcesz się bardziej zmęczyć. Albo planujesz wesele albo rozwód i chcesz na złość zrobić facetowi.
Moment, w którym nikt ci nie dokucza, nie przygaduje, tylko zostawia samą z wyglądem, wagą. Moment, w którym czujesz, że jesteś akceptowana. Przez siebie i innych. W którym nabierasz wiary w siebie i ze spokojem zasypiasz. Mimo tych kilogramów za dużo, tych centymetrów, których nie wiesz kiedy przybyło. Umawiasz się na pizzę, zamawiasz szarlotkę z lodami i bitą śmietaną, ale w pewnym momencie postanawiasz coś zmienić.
Ja jestem właśnie w jednym z tych momentów.
Kiedy odrzucam wszystko to, co uwielbiam najbardziej w życiu, bo serio, uwielbiam jedzenie, gotowanie, próbowanie, pieczenie. Pierwszy raz podchodzę do diety i ćwiczeń świadomie i traktuję to bardzo serio. Jestem podekscytowana, wiem, będzie ciężko, wiem, że muszę do tego podejść z dystansem, aby się od razu nie wypalić, wiem też, że to najwyższy czas i że jak nie teraz to chyba nigdy, wiem też, że to dla mojego zdrowia.
Dam znać, jak jest, kiedy nauczę się lubić życie na nowo, inaczej.
6 komentarzy
powodzenia! trzymam kciuki 🙂 🙂
Dzięki! 🙂
Trzymam kciuki! 🙂
A jeśli potrzebowałabyś jakichś psychodietetycznych wskazówek, to służę pomocą 😉
Och, dzięki! 🙂 Póki co motywacja jest niewiarygodna, ale wiadomo, że zawsze się przyda otuchy trochę!
Ściskam,
P.
Ważne, że masz motywację! Cieszę się bardzo 🙂
Mam! Dużooo! 🙂
:*