Mój drogi przyjaciel Sylwester mówi mi, że nie mam się zakochiwać, bo będę płakać. Ja natomiast zakochuję się całkiem często.
Ładnie pachnie albo super całuje, nosi skórzaną kurtkę i rozmawiamy o płycie Kayah i Bregovica. Kiedyś kupił mi pralinki, wybrał za mnie piwo. Nakarmił dobrą pizzą albo pocałował mnie w rękę. Powiedział, że chciałby przegiąć ze mną strunę albo że mógłby się przyzwyczaić do mnie. I już, bam. Stracona. To wszystko sprawia, że tak, zakochuję się.
Ciągle i nieustannie. Moja romantyczna natura czasami pięknie to pielęgnuje, czasami w grę wchodzą także łzy rozczarowania i zawodu, rzadziej łzy szczęścia, bo chociaż było to krótkie i, jak się okazuje, nic nie znaczące, to jednak było.
Ja zawsze wolałam czuć.
W sensie wiesz, ja nie uciekam, nie oszukuję nikogo. Nie kłamię. Biorę z życia garściami i jeśli w piątkowy wieczór to oznacza pójście na całość to widocznie takie mamy potrzeby. Innym razem wystarczy nieśmiałe złapanie za dłoń tylko po to, żeby w mojej głowie wywołać tornado. Że tak chcę, że tak się palę cała, że aż nie wiem jak to ugasić w sobie. Jasne, często jest tak, że to nie wraca. Że dajemy z siebie dużo, a dostajemy wielkie nic. Ludziom nie zawsze się chce, nie zawsze są otwarci, częściej się boją i uciekają. Częściej im się udaje zwiać na słowo “lubię cię, wiesz?” niż na “nie masz ochoty na seks?”.
O ile mi przyjemniej żyć wierząc w te wszystkie uczucia, emocje, które wzbogacają życie.
Uwielbiam tracić głowę dla rockendrollowca, który opowiada mi o tym, jak to jest być barmanem i że Krzysztof Krawczyk to hasło na palenie (czy coś). Innym razem ktoś karmi mnie słowami romantycznymi, pisze smsy tak piękne, że zapisuje je w zeszycie, żeby pamiętać, jakie emocje u kogoś kiedyś wywołałam. Zakochuję się w nowym artyście, w chłopaku z przystanku autobusowego na Wiertniczej, zobaczę kogoś na imprezie, w tramwaju będę się patrzeć i zerkać z uśmiechem w stronę pana, który wygląda tak, że omójboże.
Wyobrażam sobie wtedy te wszystkie romantyczne sceny, które moglibyśmy odgrywać. Z każdego romantycznego filmu zabieramy najromantyczniejsze piosenki i wyznania. Kiczowate, słodkie, ballady o miłości. I zabij mnie, ale uwielbiam to.
Dzięki temu żyje się lepiej. Jest przyjemniej. Zakochiwanie się jest dobre. Takie wzdychanie, tęsknota. Czujemy i żyjemy. Chcemy dawać z siebie najwięcej, pracujemy nad sobą. Organizujemy czas tak, aby wszyscy byli szczęśliwi, aby wywiązać się ze swoich obowiązków, a jednocześnie znaleźć czas na kawę z Panem Przystojnym.
Ja się nie zmieniam. Pielęgnuję w sobie tę możliwość zakochiwania się. Wierzę, że to dla mnie dobre. Wierzę, że dzięki temu dostrzegam więcej niż inni. How awesome is that?!:)
Zakochajmy się dziś, dobrze? Tak bez pytań i bez obaw. Po prostu pójdźmy na całość.
Martwić zaczniemy się jutro.
6 komentarzy
Oj, Paulina, Paulina… Ty wiesz 🙂
Wiem, Alicja, Wiem.
🙂
Martwic zaczniemy sie jutro… i tak codziennie, przez całe życie, bo żaden Pan Przytystojny sie nie pojawiam, nie wcale nie musi byc przystojny. Wystarczy, że mnie kochał.
Marta, to jak wiesz, z filmu
– tylko co?
– tylko mnie kochaj 🙂
Ale nie możemy też tak bez krytyki wyczekiwać kogoś, kto z łaski swej zwróci na nas uwagę. Szanujmy się i nasz czas 🙂
Któregoś dnia ktoś zostanie.
P.
Cieszę się że się nie boisz kochać, że jesteś zawsze sobą. Tak trzymaj. On napewno przyjdzie i będzie Cię kochał jak wariat. Nie trać nadziei.
Jak wariat! 🙂
P.