Tego wspólnego wybierania działki i projektu domu.
Tego mieszkania na stałe pod jednym adresem.
Tego kredytu co to łączy i dzieli, w zależności od humoru i stanu konta.
Tego bycia one and only. Księżniczką, ukochaną, może nawet żoną czy mamą.
Prezentów bez okazji, niespodzianek niczym z instagrama, zero zwyczajności, samych fajerwerków.
Braku kłótni, tylko trzymania za ręce.
Zależności, tego, żeby się ciągle o siebie nie martwić. Tego, żeby ktoś mnie kochał za bardzo.
Co, jeśli ja tego wszystkiego chcę?
Uwielbienia, adoracji, telefonów w ciągu dnia, rozmów na dobranoc.
Całusów w nocy. Spacerów jak kiedyś, śniadań na mieście.
Pieniędzy do dzielenia, skupienia się na innych.
Odrealnienia tego, co już nam znane i tak bardzo namacalne.
Odwrócenia priorytetów.
Małych oczekiwań, małych marzeń. Zwiedzenia okolicy, a nie świata.
Braku ambicji i osiagnięcia sukcesu.
Co, jeśli ja tego wszystkiego chcę?
Dziecka, domu pod miastem. Rodziny blisko na zawołanie. Mamy 2 domy dalej.
Tęsknoty za wolnością, skupienia się nie-na-sobie.
Mamy tak wygodnie, że każda myśl o zmianie tego stanu przyprawia o dreszcze.
Jesteśmy paniami/panami swojego losu.
Wszystko zależy od nas, za nic nie chcemy oddać swojej tego stanu względnego posiadania życia i świata dla siebie.
Nikt pierwszy nie zacznie. Bo jak to tak rezygnować z tego za czym inni tak gonią.
Kiedy cały świat należy do ciebie i masz za duży wybór.
Nie wiem czego chcę.
Brak komentarzy