Lifestyle

Wszystkie moje mieszkania

5 czerwca 2019

Lubię myśleć, że mam w życiu szczęście. Może dziwnie to brzmi, ale głównie do obcych ludzi. No, do mieszkań też (nie zapeszając!).

Znajduję się w odpowiednim momencie, w odpowiednim miejscu, z ludźmi odpowiednimi. Tak było, gdy przeprowadzałam się z Łodzi, trafiłam na świetne mieszkanie z super właścicielami. Jechałam wtedy z sernikiem z bananami z Łodzi pełna obaw i nadziei, bo mieszkanie było tanie i ładne, w dobrym miejscu i z super rozkładem. Malowałam ściany, kupowałam nową pościel, świeczki i talerze. Miałam swój kąt, pierwsze mieszkanie tylko dla mnie. Można powiedzieć, że w nim dochodziłam do siebie, po tych wszystkich mniej przyjemnych sytuacjach, o których już nie chcę myśleć i czasem czuję, jakby nigdy się nie wydarzyły.

Wiem, że na zdjęciach to żadna rewelacja, ale po odmalowaniu ścian było naprawdę przytulnie. Dodałam zasłony, narzutę na łóżko, poduszki i mieszkało mi się cudownie. Zresztą, to było moje pierwsze mieszkanie w Warszawie, w którym początkowo nie miałam pracy i żyłam za pożyczone pieniądze, to i tak był luksus!

Po blisko dwóch latach trafiłam do mojego absolutnie ukochanego mieszkania z widokiem na Rondo ONZ.

Lokalizacja, sąsiedzi, mieszkanie, w którym potencjał był na naprawdę świetne miejsce. Przeprowadziłam się tam prawie trzy lata temu. To niesamowite, jak czas szybko mija. W tym mieszkaniu chyba naprawdę dojrzałam. Utwierdziłam się w swoich przekonaniach, znalazłam inny sposób na siebie. Godzinami siedziałam przy gramofonie przy otwartych na oścież oknach. Spałam na kosmicznie wielkim łóżku, z moimi ulubionymi poduszkami. Tu miały miejsce romanse mniejsze i większe, trzecie i czwarte randki. Noce spędzone na piciu wina i rozmowach. Pieczenie pierniczków z moimi koleżankami, imprezy ze śledzikiem w tle. Kalambury w kolędy i inne cudowne chwile. Moja pierwsza lodówka, odkurzacz, wymieniona żarówka czy uszczelka. Ugotowany pad thai, zrobione setki ciast. Mieszkanie, które naprawdę się mną zaopiekowało. Lepiej trafić nie mogłam.

Wszystkie moje mieszkania to moje ukochane miejsca. Mimo wszystko.

Różnokolorowe ściany, meble w różnych kolorach, które odmalowałam razem z Mamą. Czuję się naprawdę dumna patrząc na to, co zrobiłam w tym mieszkaniu. Uważam, że wygląda naprawdę dużo lepiej. Pokażę Wam więcej zdjęć w kolejnym wpisie z przemianą tego mieszkania. Tanią przemianą 🙂

Teraz, pełna obaw i nadziei będę pod trzecim adresem w Warszawie. To też już inny rodzaj przeprowadzki, bo to przeprowadzka we dwoje. Wspólnie, ze wspólnymi decyzjami dotyczącymi półki czy fotela. Tu już nie ma, że wszystko robię dla siebie. Że kupuję to, co tylko ja chcę. Tu jest czas na kompromis, na parę sprzeczek, na rozmowy o wspólnej przyszłości i kształcie stołu. Ciekawi mnie to wszystko, czuję się znów tak, jakbym opuszczała rodzinny dom i na nowo wkraczała w dorosłość. To dziwne uczucie, bo mając na karku 28 lat myślałam, że nic w tej kwestii mnie raczej nie zaskoczy. Czuję jednak taką ogromną więź z każdym z mieszkań, w których mieszkałam w Warszawie, że każdą przeprowadzkę opłakuję. Siedzę na szarej kanapie, patrzę przez okno i wiem, że ten widok będzie dla mnie zaraz obcy. Że pani ze sklepiku nie będzie już mile się uśmiechać, a sąsiadka nie będzie się zajadać już moimi ciastami. Czuję wewnętrzną nostalgię, a jednocześnie ogromną wdzięczność za to miejsce. W nim odżyłam na nowo.

Mam nadzieję, że nowi lokatorzy znajdą ukojenie, podobnie jak ja. I że nowe miejsce będzie dla mnie łaskawe.

Przeczytaj również

1 komentarz

  • Reply orzechowymart 18 czerwca 2019 at 11:20

    Aaach! Tak mocno trzymam za Was kciuki <3 Jestem pewna, że nowy, wspólny kącik będzie początkiem super przygody 😉

  • Zostaw komentarz